grudzień
2020 r.
Lekcja pokory
Jak grom z jasnego nieba. Znienacka -
nagle i właściwie znikąd. Przykrył swym cieniem wszystko i wszystkich. Uderzając
nawet w najpotężniejszych, ukazał bezradność i obnażył słabość naszej
cywilizacji. Nadszedł jak niegdyś zjawiało się licho. Niedostrzegalny gołym
okiem wirus - cząstka nie uznawana nawet za żywy organizm, kolejna kombinacja
kwasu RNA - zdolna zainfekować, zaburzyć, zmusić do walki, a w licznych
przypadkach zniszczyć organizm człowieka.
Od wielu lat nasze pokolenie, w tym miejscu świata, czuło się wolne od tego typu
zagrożenia - w pełni bezpieczne. Jeszcze rok temu wielu z nas goniło za swoimi
codziennymi sprawami bez obawy o możliwość wystąpienia epidemii o takiej
skali. Przez wieki choroby przychodziły i
odchodziły, bardzo często uprzednio dziesiątkując ludność. Ta pewnie nie jest
tą ostatnią z jaką borykać się będzie człowiek. Jeszcze i tym razem, mimo wielu
ofiar, ogłosimy triumf. Działania obronne państw przed rozprzestrzenianiem się
zarazy uderzyły dotkliwie w wiele dziedzin życia społecznego. W trakcie walki o
nasze zdrowie rykoszetem oberwała gospodarka, kultura, turystyka i nasze
codzienne życie ze wszystkimi właściwie jego przejawami
Wszyscy będziemy pamiętać rok 2020. Te wesela bez gości, pogrzeby bez orszaków,
szkoły bez dzieci, zawody bez kibiców, widownie bez widzów, wakacje bez
swobodnych wyjazdów, święta bez pełnej rodziny. Te muzy śpiące lub
tworzące jedynie w samotności czy wyłącznie w świecie cyfry. Tę bojaźń o
starszych, ich okrutną izolację i to w okresie życia kiedy najbardziej potrzebna
jest im obecność drugiego człowieka. To brutalne ograniczenie ważnego
przywileju młodości - upragnionego i rozwijającego spontanicznego
spotykania się z rówieśnikami. A co z randkami? Gdzie miłość w czasach zarazy
znajdowała swą przystań? A świat, który stawał się coraz bardziej wielką wioską,
znowu stał się olbrzymi, groźny i niedostępny.
W Stargardzie nie było wcale inaczej niż
gdzie indziej. Szczęśliwie sama choroba nie doprowadziła u nas do hekatomby, choć
i tu było wiele osobistych tragedii. Wywołane przez wirusa zagrożenie
spowodowało, że paraliż placówek kultury, gastronomii, hoteli, szkół,
komunikacji publicznej był mocno widoczny i jeszcze mocniej odczuwalny. Miasto
nie miało swego święta, które, w 777 rocznicę nadania praw miejskich, mogło być
szczególnie ciekawe. Nawet flagi nie łopotały. Nie odbyła się większość
cyklicznych imprez. Działalność wielu stowarzyszeń była przez długi czas
niemożliwa. Szczególnie smutny był, wymuszony pandemią, uwiąd działalności
tych, które skupiają ludzi starszych (UTW i Związku Emerytów Rencistów i
Inwalidów), dla których kontakt z innymi jest szczególnie ważny -
odżywczy. Zamarła również nasza Piwnica. Choć mieliśmy sporo planów, gdy
chcieliśmy je realizować przychodziły obostrzenia. Dobrze, że z większym lub
mniejszym powodzeniem funkcjonowały jednak inne zakłady, nie zamarły inne
działalności z dziedzin, których nie dotknął lockdown. Największe z inwestycji
realizowanych w Stargardzie postępują - mniej lub bardziej żwawo. Może nie w
takim jak byśmy chcieli tempie, ale widać go przy tej największej - przebudowie
stacji w ramach modernizacji linii kolejowej E -59. Dzieje się wiele w
kluczewskim Przemysłowym Parku Nowoczesnych Technologii, przy
modernizacji pływalni, licznych ulic i rozwiązań komunikacyjnych, przebudowie
Książnicy Stargardzkiej oraz budowie Centrum Nauki. Budownictwo mieszkaniowe nie
wyhamowało tempa. Nie znamy jednak skutków długofalowych jakie wywrzeć może
pandemia na gospodarkę Stargardu.
Trudno
o prognozy, kiedy się to skończy. Póki co oczekiwanie końca tego nieszczęścia
przypomina czekanie na Godota. Nawet specjaliści w dziedzinie medycyny i
ekonomii unikają jasnych deklaracji. Horyzont czasu, kiedy nastąpi powrót do
normalności, jak nigdy, jest nieokreślony i zamglony. Jest jednak przeczucie
graniczące z pewnością, że świat - ten daleki i ten najbliższy - nie będzie już
taki sam. W jakimś stopniu obawy i może przesadna ostrożność będą towarzyszyć
nam długo. To co nas dotknęło przyniesie też zapewne i pozytywne skutki. Jako
ludzkość nabierzemy, choć jak zwykle tylko na jakiś czas, pewnej pokory i
znacznego dystansu do ludzkiej wszechmocności. Nauczymy się doceniać to na co
zwykle nie zwracaliśmy uwagi. A więc choćby możliwość korzystania z wolności
poruszania się, spotkania z kimkolwiek i gdziekolwiek. Że można wsiąść do
pociągu byle jakiego lub polecieć tam gdzie rośnie pieprz i wanilia Siłą rzeczy
nabraliśmy pewnej wprawy w korzystaniu mediów elektronicznych. Wielu
doświadczyło pięknych postaw solidarności. Może niektórym udało się też
skorzystać z tego czasu na pożyteczne przemyślenia. Może łatwiej przyjdzie nam
rozumieć, że wskutek naszych beztroskich działań lub zaniechań natura zechce nas
ponownie zaskoczyć, że znów nadejdzie licho.
Koniec tak niebywale trudnego roku skłania do wyrażenia nadziei, że to najgorsze
mamy już za sobą. Że te rodziny, którym ten czas zadał szczególnie dotkliwe
ciosy, którym podciął materialne podstawy egzystencji, staną szybko na nogi,
bądź podniosą się po przeżytych nieszczęściach. Że wszyscy twórcy i ludzie
złaknieni kultury, będą mogli się spotykać w tak zwanym realu. Że szkoły,
kawiarnie, restauracje, areny sportowe wypełnią się gwarem. A gros społeczeństwa
podda się bez jakichkolwiek obaw skutecznemu szczepieniu.
Najważniejsze jednak, żeby jak najszybciej
spotkanie drugiego człowieka nie było połączone z obawą. Żeby jego nastrój mogła
wyrażać cała twarz a nie tylko oczy.
A najlepiej, żeby zobaczyć ją uśmiechniętą. Żeby wreszcie bez obawy podać
drugiemu człowiekowi rękę, a nawet chętnie się przytulić.
Wszystkim nam najszczersze życzenia jak najzdrowszego, bogatego we wspaniałe
przeżycia, dostatniego, bezpiecznego i normalnego Nowego 2021 Roku.
MJ i JZ
-----------------------------------
Ilustracje:
Licho –
postać z wierzeń dawnych Słowian, zły demon personifikujący nieszczęście, zły
los i choroby.
Licho miało rzadko
ukazywać się ludziom. Gdy już to czyniło, przybierało postać przeraźliwie
wychudzonej kobiety z jednym okiem.
Licho wędrowało po świecie
w poszukiwaniu miejsc, w których ludzie żyją szczęśliwie. Zazwyczaj podpalało
budynki, zsyłało głód, biedę i choroby, po czym odchodziło. Czasem zatrzymywało
się jednak wśród ludzi na dłużej.(...) Przed lichem nie można było się uchronić,
jedynym sposobem było cierpliwe znoszenie go i oczekiwanie aż odejdzie.
W mowie potocznej do dnia
dzisiejszego istnieją stwierdzenia związane z postacią licha, takie jak: licho
nie śpi, pal licho, licho wzięło, gdzieś go licho niesie, do
licha, licho wie, licho przywiało. Źródło: Wikipedia za Wielką
Księgą Demonów Polskich - Barbara, Adam Podgórscy; KOS Katowice 2005
Zdjęcia (MJ):
Maska
- detal ze ściany zewnętrznej Kaplicy Mariackiej w
Kolegiacie NMP·
Znaki zodiaku - portal w Szkole Podstawowej nr 7 im. Astrid Lindgren w Stargardzie
Choinka
- rondo Sławomira Pajora